02 PRZEMIENIAJĄCA MOC EUCHARYSTII

Świętokradzka Komunia. Jako pierwsi przystąpili do niej moi rodzice w dniu zawarcia przez nich sakramentu małżeństwa, w kościele Bożego Ciała. Zataili wspólnie brak bierzmowania mojego ojca. Mój dziadek był wysoko postawionym towarzyszem partyjnym, co zaowocowało brakiem przyjęcia sakramentów świętych przez jego dzieci, w tym mojego ojca. Nie był bierzmowany – czy był u Pierwszej Komunii? Tego nie wiem. Jego brat i siostra nie. Dowiedziałam się o tym, mając 40 lat. Nie wiem, czy moi rodzice wyspowiadali się z tego kiedykolwiek. Błagam Boga o miłosierdzie dla nich.

Teraz o mnie. Świętokradzka Komunia. Tak – przyjęłam ją w moim życiu po wielokroć. Kiedy byłam nastolatką, popełniłam grzech ciężki i zataiłam go na spowiedzi. Tak się rozpoczął mój dramat, który trwał do 40. roku życia… Błędne koło: pragnęłam przystąpić do Komunii, szłam do spowiedzi z postanowieniem wyznania tego grzechu i świętokradztwa – zatajałam – znowu przystępowałam do Komunii świętokradzko… I brnęłam coraz głębiej w grzechy ciężkie.

Ze strachu przed karą Bożą unikałam kościoła. Bałam się, że jak tam pójdę, to uczynię to po raz kolejny. I tak kościół stał się dla mnie miejscem przestępstwa, a nie pojednania z Bogiem. Nic mnie nie tłumaczy. Czułam się i stałam się przestępcą. Wtedy nie myślałam o Nim – że Go tym ranię, że On cierpi… I nie myślałam o Maryi – Jego Matce – że Ona była przy każdej z tych Komunii i współcierpiała z Nim. To straszne. Myślałam tylko o sobie: że ja pragnę, że ja jestem głodna, że może mi się uda jakoś przemknąć… Tak się staczałam, osiągając dno.

Dostałam łaskę nawrócenia na oddziale intensywnej terapii. Umierała tam moja mama, która do samej śmierci przetrzymywana była w stanie śpiączki farmakologicznej, przez co nie mogła przystąpić do spowiedzi. Uczestnicząc w tym, sama poczułam się jak pacjent, który potrzebuje intensywnej terapii. I BÓG przyszedł, kiedy wyciągnęłam do Niego ręce – złapał je i już nie puścił.

Wyznałam przed Nim na spowiedzi ten pierwszy, zatajony grzech ciężki, przez który stałam się świętokradcą. I następne, i następne. Zaczęłam przystępować do Komunii z czystym sumieniem – ale szatan nie odpuszczał. Pojawił się przy mnie paniczny strach. Że nie rozpoznam grzechu właściwie, że coś zataję i znowu wezmę Komunię świętokradzko. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Wtedy w moje życie mocno wkroczyła Maryja. Jej zawierzyłam całą moją walkę o czystość. Ją błagałam, aby stała przy każdej Komunii, do której przystępuję i pilnowała jej czystości. Aby Bóg dotykał Ją – Przeczystą, gdybym ja miała Go zranić. Rozpoczął się dla mnie okres bardzo intensywnych, częstych spowiedzi, zaczęłam również częściej przychodzić na Eucharystię. Za jakiś czas codziennie, a wkrótce – nie mogłam już wytrzymać jednego dnia bez Jego Słowa, Ciała i Krwi.

Nawet podczas moich kolejnych pobytów w szpitalu, jeżeli tylko przystąpiłam rano do Komunii, czułam się dobrze, pomimo choroby. Jeżeli gdzieś wyjeżdżałam i nie było tam takiej możliwości, natychmiast czułam, jak słabnę. Kiedyś lekarz na 10 dni zabronił mi wychodzić z domu i kontaktować się z ludźmi, bo brałam bardzo silne leki, po których mocno spadła moja odporność. Przyrzekłam mu posłuszeństwo. Komunię w mojej parafii roznoszono do chorych tylko co tydzień. Zaatakował mnie wtedy z wielką mocą szatan. Broniłam się, ale byłam bardzo słaba. Jakby moja odporność, ta duchowa, również spadła. Wtedy siostry ze wspólnoty, której jestem członkiem, poprosiły kapłana naszego Bractwa, aby przyniósł mi sakrament chorych. PAN przybył do mnie osobiście. ON – najlepsze lekarstwo. Przyszedł do mojego domu, bo wiedział, że ja nie mogę przyjść do Niego. Natychmiast poczułam się dobrze.

Zmiany na lepsze we mnie są realne, widoczne dla mojego otoczenia i ludzi, którzy dobrze znają moje wady. Widzą te zmiany i jeżeli początkowo komentowali moje codzienne uczestnictwo w Eucharystii, teraz już milczą.

Przemieniająca moc Eucharystii… Poczułam ją szczególnie mocno we wrześniu 2017 roku. Brałam udział w kolejnej Eucharystii – czynny udział, czytając czytanie na ten dzień. Byłam taka szczęśliwa, radosna i pogodna! Kochałam wszystkich ludzi w Panu, pragnęłam ich przygarnąć do serca. Oddałam Komunię za tych braci, którzy jeszcze nie rozpoznali właściwego źródła mocy w swoim życiu. Przepełniona tymi uczuciami, wzięłam Komunię do ust, wróciłam na miejsce i uklękłam do modlitwy. W tym momencie od Komunii podniósł się mężczyzna. Patrzyłam prosto na niego, a on na mnie. Jeszcze nie wierzyłam, że mnie zaatakuje. Stanął przy mnie, pochylił się nade mną i wysyczał oceniające mnie słowa, słowa nagany. Jedyne, o czym wtedy pomyślałam to, że to niemożliwe – bo przecież on, podobnie jak ja, ma Ciało Pana w ustach! Dlatego tak syczał, nie mógł otworzyć ust, aby Komunia mu nie wypadła. Nie mogłam się skupić na modlitwie, bo zaczęłam wchodzić w odczuwanie przeze mnie bólu, który zadały mi te raniące słowa. To wszystko rozgrywało się w sekundach. On tymczasem pochylił się całkowicie, zbliżył usta do mojej twarzy i wysyczał wulgarne słowa. To był nokaut. Ból odczułam straszliwy… i w tym momencie pomyślałam o Jezusie. Czułam, że szatan chce sprowokować mnie do grzechu, posłużywszy się w tym celu moim bratem. Jeszcze więcej – on chce, abym popełniła grzech dokładnie w momencie Komunii, mając ją już w ustach! Chce, abym przyjęła ją świętokradzko! Zrobił wszystko, abym poczuła się zraniona i uznała, że należy mi się odwet na moim bracie. Zwróciłam się całą sobą w kierunku Boga. Zaczęłam w duchu wołać o ratunek dla mnie, błagając, abym Go nie zraniła. Walcząc sama – przegram, TY daj mi siłę, abym nie zraniła Miłości!

Mężczyzna coś mamrotał jeszcze nade mną, ale mnie już tam nie było. Jakby moje ciało zostało – nieważne było już dla mnie jego zranienie. W centrum zranienia był dla mnie Bóg. Zaczęłam błagać o miłosierdzie dla mojego brata i poczułam, jak chronię się pod skrzydłem Pana. I czułam, jaka jestem maleńka i nieważna dla samej siebie! Najważniejszy był dla mnie On, mój Bóg, i człowiek, mój brat. Nie ja, nie moje zranienia – i nie ja w centrum bólu. Odeszłam od odczuwania zadanego mi bólu i odeszłam od pokusy zadania bólu Bogu i człowiekowi. Przyjęłam Komunię, uwielbiając tryumf Jezusa Eucharystycznego we mnie, Jego panowanie nad tym grzechem we mnie – Jego panowanie nad świętokradztwem. To, co było moją największą duchową porażką i nad czym we mnie długo panował szatan, stało się wielkim tryumfem Jezusa Eucharystycznego. W mej słabości On swoją moc doskonali. Mam całkowitą świadomość, że jestem słaba i nadal mogę upaść – i tak będzie aż do końca moich dni. Ale mam też świadomość, że codziennie mogę dostać ten cudowny pokarm: jedyny, który daje mi siłę w drodze do nieba.

Takie jest moje świadectwo przemieniającej mocy Eucharystii w moim życiu, i obecności w nim Maryi – mojej Przewodniczki po Eucharystii.

Proszę Cię, Panie, abym mocą Eucharystii żyła w Tobie.

Magdalena Marzec