08 OSTATNIA, NAJLEPSZA LEKCJA

Zmiany nadeszły wraz ze śmiercią mojej mamy.

Przez dziewięć dni stawałam przy jej szpitalnym łóżku, gdzie leżała w śpiączce, a każdy kolejny uświadamiał mi, że moja Mama odchodzi…

Rozmawiałyśmy sobie bez słów wypowiadanych na głos – tocząc „ niemy dialog” na przeróżne tematy. Któregoś kolejnego dnia, ona zobaczyła, że tonę w ogromnym smutku i rozpaczy. Powiedziała bez słów:

– Jeżeli chcesz, żeby nie zabiła Cię tęsknota za mną, jeżeli chcesz po mej śmierci się ze mną spotykać, rozmawiać, prawie namacalnie i realnie ze mną pobyć – przychodź na Mszę świętą, zwłaszcza w niedzielę. Wiem, że tego nie robisz, wiem, że to zaniedbujesz… Ale przychodź… Zobaczysz, będę zawsze obok ciebie, będziesz to czuła i za każdym razem będzie ciebie to tak cieszyć. Nawet, jeśli tęsknota za mną będzie ogromna, nie będzie bolesna, a wręcz… przyjemna. Obiecuję Ci to, córeczko – tylko przychodź, przychodź…

Od śmierci mamy minęło ponad siedem lat. Przychodzę, spotykam się… Z Najwyższym i z Mamą. Tęsknie, ale to nie boli, jak przedtem bolało. Po każdej Eucharystii czuję się… nasycona nią. Pamięć o niej jest niezatarta, miewam czasem wrażenie, że ciągle żyje, och, przecież rozmawiałyśmy niedawno! Bywa, że o czymś zapomniałam Jej powiedzieć, ale zaraz słyszę jej głos w sercu, który mówi:

– Przy kolejnym spotkaniu mi to powiesz, ja ci przypomnę, spokojnie…

To niesamowite, Mamo… Za życia nie przestawałaś mnie „zawracać” ze złych dróg, nie przestawałaś walczyć o mnie zawzięcie swymi modlitwami. Nauczyłaś mnie wielu dobrych rzeczy – ale najlepszą lekcję dałaś mi przez swoją śmierć. Posłuchałam Cię bezwarunkowo, w końcu… A dodatkowo wreszcie widzę i czuję jak wygląda dzień ze Mszą świętą. Nie jest już bezkształtną formą, w której tkwiła kiedyś równie bezkształtna kobieta, czyli Ja.  

Dziękuję Ci, Boże, za Mamę.  

Dziękuję Ci, Mamuś, za Boga.  

Eulalia, 51 lat