02 NAJMŁODSZA CZYTELNICZKA BIBLIOTEKI MIEJSKIEJ

Moja pasja czytania rozwinęła się bardzo wcześnie, bo jeszcze przed rozpoczęciem szkoły podstawowej. Nie chodziłam do przedszkola, a nie było wówczas „zerówek”, w których uczą podstaw czytania, dlatego czytać nauczyłam się w domu. Stało się to w moim piątym roku życia dzięki śp. Cioci Felicji, która zniecierpliwiona moją prośbą o przeczytanie n-ty raz tej samej książeczki z serii „Poczytaj mi Mamo”, powiedziała: „Jeśli ta książeczka tak bardzo cię ciekawi, to może chciałabyś się nauczyć czytać, wtedy będziesz mogła tę książeczkę czytać tyle razy, ile zechcesz?”. Przystałam na to ochoczo. Ponieważ okazało się, że jestem pojętna, nauczyłam się czytania bardzo szybko, ku obopólnemu zadowoleniu.

Zaczęłam wtedy czytać od nowa wszystkie bajeczki, jakie były w domu. Wkrótce znałam je prawie na pamięć, więc Ciocia wpadła na pomysł, aby zapisać mnie do filii Biblioteki Miejskiej, gdzie mogłabym wypożyczać następne. I tak się stałam najmłodszą czytelniczką tejże biblioteki. Wkrótce były przeczytane wszystkie znajdujące się w niej roczniki „Misia”, a potem taki sam los spotkał „Świerszczyka”. Kolejnym etapem było czytanie „poważniejszych”, pozycji czyli bajek i opowiadań, które czytają raczej drugoklasiści.

Ta pasja czytania spowodowała, że w szkole jako pierwszoklasistka, podczas głośnego czytania tekstu, nie „dukałam”, a płynne czytanie procentowało szybszym jego zrozumieniem, co przydawało się przy odpowiedziach dotyczących treści czytanego tekstu. Dodatkowym i dość ważnym bonusem było też to, że praktycznie nie musiałam się uczyć zasad ortografii, gdyż, po prostu, pamiętałam słowa, które wcześniej czytałam, wraz z ich złożona pisownią. Później, po latach, okazało się że mam bardzo dobrze wyćwiczoną pamięć wzrokową czytanego tekstu, co w szczególności przydawało mi się podczas studiów, przy nauce do egzaminów.

Pasja czytania powodowała, że w szkole nie czytałam żadnych streszczeń lektur, ale zawsze pełną wersję lektury, co dawało mi niesamowitą frajdę, gdy natrafiłam na wyjątkowo ciekawą pozycję. Nie omijałam nawet tzw. „opisów przyrody”, gdyż one doskonale ćwiczyły wyobraźnię dotyczącą opisywanych miejsc. Wręcz czułam zapach tych umajonych łąk, świst wiatru na stepie, plusk wody w rzece czy zimno ośnieżonego krajobrazu…

Tematyka czytanych książek zmieniała się wraz z wiekiem. Na początku, jak już wspominałam, to były przede wszystkim bajki i legendy, potem tzw. „literatura młodzieżowa”, następnie, w okolicach matury, gdy przeżywa się „młodzieńczy bunt” i wchodzi w dorosłość, zaczęłam wyszukiwać książki kontestujące wiarę katolicką. Pamiętam, że duże wrażenie zrobiła na mnie książka Jana Parandowskiego Niebo w płomieniach. Różne pytania tam zawarte, wyrosłe z wątpliwości bohatera książki, były powodem, że skorzystałam ze zgody na spotkania poleconego przez koleżankę księdza, który przez kilka kolejnych spotkań cierpliwie mi tłumaczył, jak należy patrzeć na te zastrzeżenia.

W okresie studiów czytanie książek „lekkich, łatwych i przyjemnych” zeszło trochę na bok, gdyż głównie musiałam studiować to, co było treścią wykładów – ale pewnego razu mój kolega polecił mi książkę pt. Astronauci Stanisława Lema. Tak „wsiąkłam” na bardzo długi okres czasu w czytanie literatury science fiction, która – jeśli chodzi o polskich pisarzy – była często pretekstem do opisywania w zakamuflowanej formie ówczesnej sytuacji politycznej. Taką sztandarową pozycją pod tym względem była Cała prawda o planecie Ksi, znakomitego pisarza Janusza A. Zajdla.

Okres pracy zawodowej to z kolei głównie czytanie książek z dziedziny informatyki, która stała się zarówno moim zawodem, jak i pasją. Gdy pojawił się Internet i wiele na ten temat można było znaleźć w sieci, zaczęłam powoli odchodzić od kupowania literatury zawodowej na rzecz książek o tematyce historycznej, społecznej, politycznej i, oczywiście, na temat religii katolickiej, gdyż czytanie tych ostatnich stało się moją nową pasją.

W szczególności przełomową w moim życiu była książka ks. Tadeusza Dajczera pt. Rozważania o wierze i jedno z jej pierwszych zdań: „Wiara to inne widzenie świata, inne widzenie zwłaszcza tego, co trudne”. Od tej książki, a właściwie od tego zdania, rozpoczęło się moje głębsze wchodzenie w wiarę katolicką, odchodzenie od wiary „niedzielnej” a wchodzenie we wiarę, która była w pełnym tego słowa znaczeniu świadomym wyborem wiążących się z nim konsekwencji, nie tylko w sferze duchowej, ale również w zakresie relacji międzyludzkich. Wiem, że nawet w mojej rodzinie znajdują się osoby, które nazywają mnie z tego powodu „moherem” i oszołomem”, a po wejściu na Drogę Neokatechumenalną również „sekciarą”. Z kolei na forach internetowych, gdy bronię mej wiary, bywa, że powyższe określenia pod moim adresem należą do najłagodniejszych – w szczególności wówczas, gdy (posiłkując się m.in. wiedzą nabytą podczas lektury mych książek), potrafię dać opór ich kąśliwym i antykatolickim stwierdzeniom.

Wejście na Drogę Neokatechumenalną to nowy etap również w pasji czytania. Droga wymusza częsty kontakt ze Słowem Bożym poprzez czytanie Biblii. Po prawie jedenastu latach pobytu na Drodze niektóre fragmenty Biblii znam już na pamięć. Znamiennym, chociaż nie zamierzonym efektem tej ich znajomości jest to, że dzięki temu przestali do mnie przychodzić Świadkowie Jehowy. Po prostu, po paru zdaniach wstępnych, które wygłaszali po otwarciu im drzwi, zaczynałam wchodzić z nimi w dyskusję, często przytaczając odpowiednie fragmenty Biblii, ilustrujące moją wersję jej interpretacji, zazwyczaj odmienną od ich poglądów. Następnie przyznawali mi rację. Na pożegnanie zapraszałam ich na katechezy wstępne Drogi Neokatechumenalnej u oo. paulinów. Po kilku takich zwrotach sytuacji, przestali pukać do mych drzwi. Właściwie to szkoda, bo straciłam okazję do ich ewangelizacji 🙂

Podsumowując, pasja czytania książek, rozpoczynająca się od biegłości w czytaniu, to nie jest jedynie kwestia przyjemnego spędzania czasu z książką w ręku, ale również okazja do zdobycia wiedzy – nie tylko tej fachowej, potrzebnej do wykonywania zawodu, ale również tej, która może się okazać przydatna w kontaktach z ludźmi o różnym światopoglądzie. To zaś jest niebagatelną sprawą w naszym mocno zróżnicowanym pod tym względem społeczeństwie, przesiąkniętym relatywizmem i kontestacją wszystkiego, co dobre, piękne i mądre.

Teresa B.